Perfumy moja słabość

moja milosc do perfum

Moja miłość do perfum, a raczej w ogóle do zapachów narodziła się podczas drugiej ciąży. Jasne, że wiem, ciąża to najgorszy czas na tego rodzaju rzeczy i pewnie tak jest. Jednak właśnie podczas ciąży mój wrażliwszy wówczas nos stał się bardziej wybredny, poszukujący, doszukiwał się w perfumach głębi  i tak mu już zostało.
Właśnie w ciąży odkryłam, że większość perfum, które mam i które miałam, tak na prawdę w ogóle mi się nie podoba. Dokładnie tak, albo są za mdłe i robi mi się od nich niedobrze, albo są za świeże i zalatują ogórkami, albo czuję w nich ostrą, męską nutę, albo znowu są zbyt kadzidlane, ciężkie, albo zbyt chemiczne. Wcześniej nie byłam jakąś koneserką perfum. Nie to, że każde perfumy mi się podobały, albo, że było mi całkowicie obojętne czym pachnę, ale z całą pewnością nie przykładałam do nich takiej wagi. Nie byłam po prostu wybredna, łatwo mnie było zadowolić, no i gust też mi się zmienił. Chociaż z drugiej strony patrząc od zawsze lubiłam zapachy. Obwąchiwałam kolekcję miniaturek mojej mamy, które wydawały mi się wówczas takie poważne. Pamiętam jak niesamowicie podobały mi się Eternity Calvina Kleina, których używała jej znajoma. Wdychałam zachłannie ich woń w duchu wzdychając jakie są piękne i kiedy dorosnę, by móc sobie takie kupić. I wzdychałam do niech do momentu, kiedy wiele lat później je kupiłam wreszcie. Wtedy cały zachwyt minął... Jednak wtedy, mimo takich ambitnych perfumowych planów zakupowych, nie wiele mi było trzeba, bo również zachwyt wzbudzały we mnie perfumy w pisaku kupione razem z gazetą "Nasza miss". Pomijając kioskowe dezodoranty i mgiełki do ciała o zapachu zielonej herbaty, moimi pierwszymi perfumami były truskawkowe, sprzedawane w Sephorze w malutkich buteleczkach za parę złotych. Potem już ich nie było, czy są dzisiaj, nie wiem.

perfumy truskawka


ulubione zapachy escada

Potem przez dobrych kilka lat byłam wielką miłośniczką Escady. W końcu doczekałam się całych 100 ml Pacific Paradaise, których zresztą już nie produkują i darzyłam nieprzerwanym zachwytem. Rzeczywiście był to zapach raju w moim przekonaniu. Miałam oczywiście parę innych flakoników typu Avonu Tresselle Silver, Be spontaneous, Wink, Oriflame Precious moments pamiętna szara Puma, czy z droższych  Knowing Estee Lauder, Daisy Silver Edition Marca Jacobsa, Violetta di Parma Borsari , Eternity Calvina Kleina, ale to Escade uwielbiałam. Miałam też, lubiłam i nawet chętnie zużyłam Chanel Mademoiselle, chociaż prawdę mówiąc do dziś się zastanawiam, czy były oryginalne, bo tak okazyjnie kupione. Pachniały jednak jak te na półce w Sepohorze, więc wówczas, a było to przeszło 10 lat temu byłam przekonana, że są oryginalne.
Ponieważ będąc w ciąży nic mi z mojej półki nie pasowało, prawie w ogóle nie używałam żadnych perfum. Dopiero szukając zapachu na prezent dla mojej drugiej połówki trafiłam na fragrantica.pl i zaczęłam na serio interesować się zapachami, nutami i poszczególnymi składnikami.
Nagle moje wspaniała Escada stała się nie tylko słodka, ale też ostra i gryząca. Stwierdziłam, że zaopatrzę moją skromną kolekcję w coś delikatnego, co będę mogła używać bez skutków ubocznych w postaci bólu głowy czy mdłości. No i kupiłam, oczywiście w ciemno Shine Salvatore Ferragamo. Jak szybko się zdecydowałam, tak samo szybko się ich pozbyłam. Tym samym zaczęła się era kupowania zapachów w ciemno (o czym powstanie osobny post), która myślę, że dobiegła wreszcie końca, chociaż czasmi coś się jeszcze nieprzewidzianego zdarza. Ale pracuję nad tym, a efekty tej pracy są widoczne w nieskończonej ilości próbek i odlewek.

moja kolekcja probek i odlewek

Dziś wiem, że mój gust się bardzo zmienił. Do tego stopnia, że robiąc gruntowne porządki w łazience, kiedy trafiłam na resztę swojej Escady, bez żalu się jej pozbyłam. Jednak to co podobało mi się dekadę temu i dziś, ma wspólny mianownik , którym jest jakaś słodycz w perfumach. Tak przynajmniej ja to definiuję. Niestety nie zawsze na podstawie samych nut, a raczej rzadko kiedy mogę stwierdzić czy zapach mi się spodoba. Jednak zdążyłam poznać na tyle perfumy, że wiem, których składników muszę się wystrzegać. Wiem, czego nie lubię, że nie rzucą mnie na kolana perfumy ze zbyt wyczuwalną jadalną nutą i nie lubię tego, co powoduje w nich męską ostrość. Tu jest trudniejsza sytuacja, bo może tak działać nadmiar bergamotki, cedr, gorycz limonki lub grejpfruta, także cedr, nuty wodne, a nawet niektóre kwiaty typu piwonia, lilia wodna, lotos czy jaśmin.
Ot, taki ten mój nos już jest. Zdążyłam się przekonać, że tam gdzie większość czuje słodycz, ja czuję lakier do włosów (np. Baby Doll Yves Saint Laurent, Nina Nina Ricci) i odwrotnie. Tam, gdzie w opiniach przewija się wzmianka o lakierze, ja czuję oryginalny zapach, który szalenie mi się podoba jak np. Insolence Guerlain.
Lubię perfumy łagodne, ale to mylące pojęcie. Nie chodzi mi słabiutką wodę dobrą dla trzynastolatki. Oj nie, większość moich perfum uchodzi za perfumy intensywne, wyraziste i nawet ciężkie. Łagodność nie oznacza dla mnie zapachu mydła tylko taką miękkość, bez świdrujących na ostro nut zalatujących dla mojego nosa perfumami typu unisex. Jedno jest pewne z moje starej kolekcji nic już nie mam, a nowa wciąż ulega ciągłym modyfikacjom, by w końcu ograniczyć się do kilku buteleczek, ale takich na prawdę moich. Przynajmniej taki jest plan.
Jak na razie nie umiem określić ile buteleczek liczy moja kolekcja ponieważ kilka używam (o zgrozo!) jako odświeżaczy do łazienki, ale swoją kolekcję w krótce przybliżę. Póki co moim niekwestionowanym faworytem jest Dolce Vita Diora. I pomyśleć, że nam je od 20 lat, niby zawsze wydawały mi się ładne, ale dopiero niedawno uświadomiłam sobie ich piękno. Pewnie z wiekiem do nich dojrzałam... Ich słodycz uwielbiam, a nie bolą mnie od niej zęby. Są inne niż inne perfumy, z kategorii słodko - orientalnych i jak na razie mi najbardziej pasują. Co wcale nie znaczy, że nie poszukuję kolejnych, jak to perfumomaniaczka, które skradną moje serce.

dolce vita dior, si armani

2 komentarze :

  1. Moja miłość do zapachów zaczęła się jakieś 25 lat temu i niestety wciąż się rozwija. Mam obecnie ok. 280 pełnowymiarowych flakonów i ok. 400 miniatur (bez próbek i bez odlewek). Mam też książki i albumy o perfumach, butelkach perfum i kreatorach. Nie wiem, czy to jeszcze pasja czy już choroba... :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow. Wspaniała kolekcja tylko gdzie to trzymać?😁

      Usuń

Jeśli choć trochę Cię zainteresowało co napisałam, będzie mi bardzo miło jak zostawisz komentarz, a na pewno zajrzę do Ciebie.

BeeMammy © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka edytowany przez BeeMammy