Macierzyństwo jak z bajki


Macierzyństwo niekoniecznie musi wyglądać jak z obrazka. Idealnego świata matki i dziecka, choć takim obrazem w dzisiejszym świecie karmią nas media. Gdzie zadbana, śliczna i zachwycona mama z radością malującą się na twarzy karmi swoje dziecko jakąś papką, kaszką czy mlekiem. Dzieciątko jest wiecznie roześmiane, zachwycone każdą zmianą pieluchy, która oczywiście, że nastąpi dwa razy w ciągu doby. W dodatku wsuwa wszystko z apetytem co mu mamusia pod nos podstawi i pewnie poprosiłoby o dokładkę, gdyby tylko mówić umiało. To wspaniała fikcja, w końcu produkt sprzedać trzeba i im więcej w tym słodyczy, tym prędzej rodzice się skuszą, pełni wiary, że ten słoiczek nie inny zrobi z ich dziecka prawdziwego smakosza.
Macierzyństwo stawia przed rodzicami różne trudności. Jednak czy jest dobrze, czy nie matka musi czuwać, nie okazując dzieciom swoich  posępnych nastrojów. Co ma zrobić jak jest taka bezradna, kiedy wie, że nie może zagwarantować swoim dzieciom wszystkiego co by chciała? Przecież nie może być wiecznie zmartwiona, załamana, chodzić cały czas ze skwaszoną miną. Za to musi wprowadzić ich w świat taki jaki jest, nie inny.  I niekoniecznie taki, jaki sobie dla nich wyobrażała.


Było całkiem zwyczajnie. Urwis pierwszy, rozpieszczany, czasem nieznośny, ale kochany. Zanim zaczął chodzić do przedszkola w zasadzie nie chorował, po prostu sielskie dzieciństwo. Potem Urwis drugi, całkowicie "mamusin synuś", przyssany do matki po dziś dzień, zazdrosny o nią potwornie.  Kolejne moje oczko w głowie, wbrew powszechnej opinii, że powinna być parka, wymarzony drugi chłopczyk. Obaj cwane łobuzy, które podstępnie potrafią, niestety czasem mało stanowczą mamę ustawić i udobruchać, nawet jeśli coś zmajstrują. No i najważniejsze, obaj zdrowi, bez problemu rozwijający się i rosnący.
Czy, aby na pewno? Jak widać gwarancji nikt mi nie podbił. Jasne, jeden mógłby lepiej jeść, drugi być grzeczniejszy, chętniej się uczyć itp. Ale nie bądźmy małostkowi. Jak każda matka nieba bym uchyliła gdybym mogła, chroniła przed całym złem tego świata. Jasne, że to niemożliwe, ale przecież każdy rodzić zrobi wszystko, żeby jego dzieci były tak szczęśliwe jak tylko można.


 Historia jak z obrazka, niczym żywcem wytargana z książeczki dla dzieci. Jednak jak w każdej bajce następuje chwila grozy, gdy tajemniczy Stwór atakuje.
Życie potrafi płatać figle. Zazwyczaj nagle i niespodziewanie pozornie pasujące do siebie elementy układanki wcale do siebie nie pasują tak idealnie. Ktoś zrobił sobie żart i je pozamieniał, więc cały misternie budowany obrazek wcale nie wygląda tak jak powinien.
Celowo nie nazywam go Potworem tylko Stworem. Potworem nazywają dystrofie Duchenn'a rodzice dzieci cierpiących na tą chorobę. To jest Potwór, który niszczy wszystko i szybko. Nasz to Stwór, który czai się i nie wiem kiedy zaatakuje, ani na ile jest silny, by pokonać moje dzieci. Jednak jest i nie daje osobie zapomnieć. Zwłaszcza mnie, bo Urwisy są za małe, jeszcze nieświadome. Każda skarga na ból nóg, każde kulenie czy kuśtykanie do domu z placu zabaw "mamo ponieś mnie, już nie mogę" wyraźnie przypomina, że Bestia jest i czai się gdzieś za rogiem. Każde łapanie się za nogi po niewinnej grze w piłkę i większa potrzeba odpoczynku w porównaniu do innych dzieci, uświadamia mi, że ten obrazek nie jest taki różowy, na jaki pozornie wygląda. Ale mama jest. Czuwa i będzie czuwać, póki tylko będzie mogła...


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Jeśli choć trochę Cię zainteresowało co napisałam, będzie mi bardzo miło jak zostawisz komentarz, a na pewno zajrzę do Ciebie.

BeeMammy © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka edytowany przez BeeMammy