Dlaczego nie kupuję książek

dlaczego nie kupuje ksiazek


Polak kupuje średnio 1,5 książki rocznie, za to według Danych Biblioteki Narodowej w roku 2014 więcej niż jedną książkę przeczytało nie wiele ponad 40 %.
O ile z pierwszą informacją się zgadzam, o tyle co do drugiej myślę co jest grane!?!?! Jak to możliwe, że 60% naszego społeczeństwa nie przeczytało ani jednej książki?! Mnie, molowi książkowemu, nie chce się wierzyć po prostu. Może te dane uległy poprawie, albo zakłamaniu?

Ja z całą pewnością mocno podwyższam te statystyki, bo czytam 20- 30 książek rocznie. Jasne, kiedyś czytałam jeszcze więcej. Oczywiście, nie zawsze były i są to super ambitne tytuły, ale czy na przykład  bijący rekordy bestseller "50 twarzy Grey'a" możemy nazwać ambitną literaturą?  Jeśli tak, to prostuje, wszystkie książki, które przeczytałam, są na poziomie.

Czytam w zasadzie od zawsze, chociaż pamiętam, jak w pierwszej klasie męczyłam przez kilka miesięcy "Puc, Bursztyn i goście",a trochę krócej "Rogasia z doliny Roztoki", co uświadomiło mi, że różnie może być z literaturą prozwierzęcą u mnie, ale lody te zostały przełamane wraz z "Psem, który jeździł koleją". Nieco później ciężko mi było dotrwać do końca historii "O krasnoludkach i sierotce Marysi", dystansując mnie to literatury fantasy, mimo to czytanie pokochałam miłością pierwszą i całkowicie spełnioną. Potem już nie pamiętam, żeby przebrnięcie przez którąś książkę sprawiało trudność.
A kiedy troszkę później odkryłam biblioteki inne niż tylko ta szkolna, rozczytałam się na dobre. Epizody miałam różne, od literatury nastoletniej i niewinnych "romansów" dla małolat, klasyki w postaci wszystkich dziesięciu opowieści o "Ani z Zielonego Wzgórza", powieści Krystyny Siesickiej czy Małgorzaty Musierowicz. Chyba wtedy (kurcze brzmi to jakbym miała 50 lat!) dziewczyny czytały, a nie wampirze sagi jak dzisiaj. 
Później przeszłam fascynację  Stephenem Kingiem i jego "Carrie" czy "Grą Geralda", miłość do Sherlocka Holmesa, czy kryminałów Agaty Christie, aż do pozornie absurdalnych historii Kafki, albo Orwella. Skandynawskie sagi też poczytywałam, ale byłam za mało wytrwała, by dzielnie śledzić losy "ludzi lodu" w kilkudziesięciu tomach.
W sumie mogłam czytać, co tylko mi w ręce wpadło, przetrzebiłam wszystkie domowe książki, od jakiś pojedynczych kryminałów, paru książek dla nastolatek, a na harleqinach kończąc, a panie z okolicznych bibliotek znały mnie jako stałego klienta, który nigdy nie wychodzi z pustymi rękoma. Wówczas unikałam chyba tylko klasycznych biografii i poradników, ale to nic straconego, bo nadrabiam to teraz, o czym będzie osobny post. Lektury szkolne dzielnie czytałam, a wyrzuty sumienia zżerają mnie do dziś, za niedoczytaną do końca "Lalkę", której nie zdążyłam zwyczajnie dokończyć, a do której mam zamiar wrócić...

No i właśnie, kiedyś mimo korzystania z bibliotek, uwielbiałam książki nowe. Tą świadomość, że jestem pierwszą osobą, która kartkuje egzemplarz, dotyk i zapach nowej, świeżo z księgarni książki to było cos super. Eh... No i w sumie nadal tak uważam, tęsknym spojrzeniem zerkając w stronę Empiku ilekroć go mijam, ale książek nie kupuję. Zaskoczeni, że można lubić książki, kochać czytać, a ich nie kupować? Otóż można, właśnie wypożyczać.

No więc książek nie kupuję z prostych przyczyn:

-brak miejsca- no niestety nie ma bata, mieszkanie mi się rozciągnąć nie chciało. Ale moim marzeniem  z dzieciństwa był osobny pokój- biblioteka. Eh, może kiedyś się dorobię domu, na tyle dużego, że znajdzie się pokój z przeznaczeniem na bibliotekę właśnie.

- kurz- niestety, książki kurz lubią, a dużo książek to dużo kurzu. Nie jest to pożądany stan, zwłaszcza przy dziecku (i ostatnio matce) które wykazuje alergię na kurz i roztocza. No niestety, na  kolejną zamykaną szafę z przeznaczeniem na książki, miejsca już nie ma.

-kasa- w sumienie wiem czy to dobry powód, ale jeśli książkę mam przeczytać raz, a potem ma ten kurz zbierać, to osobiście nie wiedzę sensu jej nabywać. Tak, wiem, co ze mnie za konsument, który nie wzbogaca twórców. Chylę winna głowę i już się tłumaczę, że książki kupowałam przez lata, a ostatnio większość spakowałam i oddałam do biblioteki. W ten sposób przyczyniłam się do wzbogacenia dobra narodowego jakim są właśnie biblioteki. Pomyślcie, ile ludzi przeczyta książki dzięki takiemu gestowi. Nie mniej jednak, jak już ten dom z biblioteką będzie, to i kasy szkoda na nowe książki nie będzie.

Jak widać da się, no może po za książkami dla dzieci, których ilość dosyć szybko się u nas rozrosła, a ułożone są już prawie dwurzędowo. Tu wypożyczanie z biblioteki nie miałoby sensu, bo książki dziecięce są czytane wielokrotnie, te najulubieńsze są i były w użytkowaniu notorycznie, więc to konkretna inwestycja. W dodatku mogłyby ulec niekontrolowanemu zniszczeniu, w końcu różnie to bywa przy dwójce skrzatów...

A Wy kupujecie czy pożyczacie?

11 komentarzy :

  1. Ja nie kupuję książek, bo... moja mama prowadzi księgarnię ;) Najwięcej czytam, gdy od czasu do czasu zastępuję ją w pracy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale fajnie. Jako dziecko chcialam pracowac w ksiegarni albo w bibliotece:)

      Usuń
  2. Ja kupuję, bo lubię mieć książki na półce, lubię do nich wracać, ale mam dość miejsca na ich przechowywanie i kupuje tylko takie pozycje, które skradły moje serce. Więc takiego oto Greya pożyczyłam od koleżanki i nie leży na mojej półce:)W zasadzie dominuje na niej literatura podróżnicza i rosyjska, bo ja się od zawsze kocham w kulturze rosyjskiej...(od czasow Konika Garbuska- mojej ulubionej bajki z dzieciństwa:))

    OdpowiedzUsuń
  3. Kupuję jako prezent :) Sama raczej pożyczam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja kupuję choć z miejscem robi się coraz trudniej ale od ponad roku część książek kupuję w wersji elektronicznej ponieważ mam kindle, który jest moim zbawieniem jeśli patrzeć na miejsce jakie zajmują książki, cenowo też są tańsze

    OdpowiedzUsuń
  5. Sluszne podejscie. Chociaz ja wole jednak w klasycznej papierowej wersji

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie kupuję, ewentualnie dostaję, to zawsze dobry i przyjemny prezent. Uwielbiamy bibliotekę, to dla mnie relaks w pełnym tego słowa znaczeniu. Cisza, spokój i to moje wieczne niezdecydowanie co tym razem wypożyczyć...
    Miło tutaj u Ciebie. Zazdroszczę pogody ducha!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje. Z ta pogoda ducha to akurat roznie bywa. Zgadzam sie prezent zawsze dobry i zeby dac i dostac.

      Usuń
  7. Nie rozumiem ludzi, którzy czytają, ale nie kupują. Ja i mój mąż kupujemy nałogowo, a wchodząc do taniej książki albo przystając na straganie z używanymi książkami nie umiemy się powstrzymać. w naszym domu nie ma czegoś takiego jak "nie mamy już miejsca" - jakby co to pod stołem jest jeszcze dużo wolnej przestrzeni na podręczną bibliotekę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy alergiku musialabym je codziennie odkurzac a zeby wstawiac dodatkowe zamykane szafki to miejsca nie mam. W ostatnim czasie pozbylam sie wielu i w domu zrobilo sie zdecydowanie przestronniej. A na 50 m kw nie rozloze ich w kazdym kacie. No chyba ze faktyznie pod lozkiem:)

      Usuń

Jeśli choć trochę Cię zainteresowało co napisałam, będzie mi bardzo miło jak zostawisz komentarz, a na pewno zajrzę do Ciebie.

BeeMammy © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka edytowany przez BeeMammy