6 dowodów na to, że przywiązałam dziecko do siebie

czy mozna nadmiernie przywiazac do siebie dziecko

"No, przywiązałaś dziecko do siebie, w końcu o to ci chodziło"

Jakiś czas temu usłyszałam ten złoty cytat, a było to odnośnie tego, że moje dziecko jeszcze (o zgrozo!) ssa pierś. Tak na prawdę skumulowało się na to jednak kilka jak mniemam czynników, które pozwoliły wysnuć tej osobie powyższy wniosek. I gdyby nie to, że mi zwyczajnie nie wypadało z kilku względów, to bym prosto z mostu bym tej osobie wygarnęła, co o tym myślę. 
Problem braku tolerancji i zrozumienia matek poruszałam już kilka razy jak np. TU, jednak z poniższymi zarzutami wyrażonymi w bardziej lub mniej delikatny sposób, spotkałam się osobiście. Czy słusznie uważam, że na wszystko można spojrzeć z dwóch stron? A może rzeczywiście te czynniki w pewien sposób uzależniają dziecko od matki?
Pora na niezbite dowody, że przywiązałam dzieci do siebie:

1. Spałam z dzieckiem, a raczej z dziećmi.
No tak, bo kto to widział brać dziecko do łóżka. W końcu od czego jest jego łóżeczko, a najlepiej jego pokój. Przecież to nie naturalne, że dziecko śpi z rodzicami, w każdej chwili może się przytulić i nie daj Boże dostać cyca zamiast butelki. To niedopuszczalne, że matka, wygodna (a może raczej wyrodna) kobieta, nie wstaje po 10 razy w ciągu nocy, podpierając się rzęsami i nie karmi, albo nie uspokaja dziecka, ponownie odkładając, żeby spało samo. Toż tak to zgnieść może, jak Ona się nie boi?! Co za matka? W końcu uczyć się spać samodzielnie powinno od początku, bo inaczej jeszcze za bardzo się przywiąże... No to dwójkę przywiązałam...

2. Karmiłam piersią.
Tak, karmić piersią trzeba, karmienie najzdrowsze dla dziecka, obowiązek matki, oczywista oczywistość, itd. Ble, ble, ble... ALE, ile zamierzasz, przecież już pół roku go karmisz, to już pora na odstawienie. Przecież dziecko już duże, przecież zęby temu idą, przecież matkę pogryzie, przecież to zaraz woda sama nie mleko będzie, itp. Jak można dłużej, chyba tylko z wygody, w końcu butelek myć nie trzeba. Ha, ha, ha. DWA LATA?! Kto to widział?! A z każdym kolejnym miesiącem, oczy się robią coraz większe ze zdziwienia... Bo jak tak można, przywiązać dziecko do siebie (i swojego cycka)?

3. Nosiłam na rękach i w chuście.
A czemu to dziecko w SZMACIE nosisz?!
W chuście co prawda chodził jeden, bo drugiemu nie spasował taki sposób podróżowania, no ale czemu go w tej szmacie nosiłam? A no temu, że chciał być blisko i zamiast przemykać pośpiesznie z wózkiem, z którego dochodziły wrzaski nie z tej ziemi, wolałam tak nosić, niż dostarczać stresów sobie i dziecku.
A po co na ręce brać przy każdej okazji? Wykorzystuje Cię, niech trochę w wózku popłacze, ale niech jeździ, aż się nauczy. Przecież się tak nauczy, przyzwyczai i tylko na ręce będzie chciał. Jeszcze za bardzo się do mnie przywiąże...

4. Reagowałam na płacz.
Dziecko powinno się wypłakać, przefiltrować płuca, nic mu nie będzie jak trochę powrzeszczy. Przecież nie trzeba od razu brać na ręce i lecieć na złamanie karku. Jeszcze się nauczy, że rodzicem rządzić może, a kto to widział? Zobaczysz, mały despota wyrośnie, co Wami rządzić będzie. Jak mu tak pozwolisz, to zawsze będzie chciał postawić na swoim, bo wie, że mu pozwolisz.
No na złamanie karku to może nie, ale co mądrzejsi, nie lubią być lekceważeni, ich się powinno słuchać na każdym kroku i korzystać z tych jakże cennych rad. Ale przecież to tylko dziecko, po co  reagować na jego płacz? Po co ma się przywiązać do matki? Zupełnie niepotrzebnie...

5. Zajmowałam się dziećmi ja i tata.
Jak go nigdy nie zostawisz, to potem sam z nikim nie zostanie. Jak pójdzie do przedszkola, skoro się tylko maminej spódnicy trzyma? Kto to widział takiego dzika, który nikomu na kolana nie wejdzie, nikomu się na szyję nie rzuci, ani buziaka nie da? Dziecko powinno być przymilne, a nie płakać przy próbie wzięcia na ręce i kurczowo się matki pilnować.
A najlepiej z każdym obcym pójść jeszcze za rączkę.... Jeśli za często nie podrzucasz dziecka z rąk do rąk, nie prosisz się co chwilę o to, żeby się nim zajęto, nie wyjeżdżasz na romantyczne weekendy tylko we dwoje, albo nawet wakacje, jeśli mówiąc brutalnie, nie szukasz okazji by się go pozbyć, to prawdopodobnie za nadto je do siebie przywiązujesz...

6. Nie posłałam dzieci do żłobka.
A przecież z dziećmi najlepiej by się rozwijały. Pewnie z pół roku z mamą by im stanowczo wystarczyło. Więcej to już rozpusta dla dziecka i matki. Do roboty kobieto, a dziecko do żłobka! A jak będzie chorować? Phi, wtedy się pomartwisz. Inaczej się za mocno do Ciebie przywiąże, im dłużej tym gorzej...

9 komentarzy :

  1. Zawsze znajdzie się jakaś ciocia dobra rada. Ja nie słucham:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie przejmuj się takimi radami nie warto

    OdpowiedzUsuń
  3. Odrobina prawdy w tym jest, ale tylko odrobina. :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. O jej! Widzę, że nie tylko ja tak mam!;p U mnie wszystkie te punkty wyglądają identycznie, baaa-nadal śpimy z Oliśkiem! Skandal totalny! Wstyd mi...;p ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. To oprócz karmienia piersią, które nie wyszło mi z przyczyn zdrowotnych, to cała reszta i u nas była podobnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ewidentnie przywiązałam moje dzieci do siebie i dobrze mi z tym:)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli choć trochę Cię zainteresowało co napisałam, będzie mi bardzo miło jak zostawisz komentarz, a na pewno zajrzę do Ciebie.

BeeMammy © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka edytowany przez BeeMammy