Moja cera nie jest niby typowo trądzikowa, ale jest zdecydowanie mocno problematyczna, skłonna do wyprysków, wągrów, na dodatek wrażliwa, naczynkowa i łatwo ja podrażnić. Co do kosmetyków to wiedziałam, że te z witaminą C mają działanie rozjaśniające i redukujące przebarwienia. Akurat na nie się specjalnie nie skarżyłam, a nie znałam innych jej zalet, więc nie zwracałam wcześniej uwagi na to czy jest w składzie czy nie.
Ponieważ już dawno wyrosłam z okresu trądziku młodzieńczego, wiecznie poszukiwałam skutecznego środka na moje kłopoty z cerą. Kosmetyki przeznaczone do pielęgnacji cer trądzikowych w moim przypadku wysuszały skórę, nie powodując specjalnej poprawy. Wypróbowałam masę kremów do cer mieszanych, trądzikowych, czy z niedoskonałościami, które miały poprawić stan mojej skóry, a w rzeczywistości nic się nie zmieniało. Żadne serie peelingów profesjonalnych, czy wizyty u dermatologów też nic nie pomogły, gdyż nie cierpiałam na klasyczny trądzik. Zwykłe kremy drogeryjne czy nawet apteczne też nic nie wskórały. Ciągłe maseczki i peelingi to była norma, by skóra wyglądała w miarę przyzwoicie. Zastanawiałam się czy to możliwe osiągnąć zadowalający wygląd cery, czy może tak już jest, że nie każdy może mieć cerę bez większych problemów. Tak samo jak nie każdy może wyglądać jak Nicole Scherzinger, choćbym nie wiem jak się starała zbliżonego nawet efektu nie osiągnę. Jednak wciąż szukając nowych cudów, które poprawią stan mojej cery, trafiłam na złotą radę:
Jeśli masz cerę trądzikową, przestań ją traktować jak trądzikową, a zacznij jak wrażliwą.
I tu jest pies pogrzebany. Jeśli nic na trądzik nie działa, a nie jest to forma wymagająca antybiotykoterapii, lepiej zmienić taktykę. U mnie lista była długa, próbowałam chyba wszystkich polecanych na trądzik kremów i walkę z niedoskonałościami. Między innymi Vichy, la Roche Posay, Avene, Dermedic, Bioderma, Isis Pharma, Clarena, Nuxe, Sanoflore, Ziaja... Na nic się to wszystko zdało w walce z problemami mojej cery.
Zaobserwowałam, że im bardziej kosmetyk był "eko", im miej tych cudów w składzie, tym mniej skutków ubocznych w postaci wysypu, czy zapchania powodował. W końcu bardziej analizując składy trafiłam na jakiś kosmetyk, który miał niwelować powstawanie wyprysków, a w składzie zawierał właśnie witaminę C. Teraz już nawet nie pamiętam co to było, ale tym sposobem zaczęłam bardziej zgłębiać istotę tego składnika.
I tak, tą drogą idąc zaczęłam swoją przygodę z serum z witaminą C. Od tej pory (odpukać!) przestałam mieć problemy z cerą. Wypryski się nie pojawiają praktycznie wcale, zaskórniki i wągry zniknęły lub zmniejszyły się, a cera stała się bardziej promienna. Nie wiem jak ze zmarszczkami, ale za to rano przyjemniej spojrzeć w lustro. Co ciekawe prawie w ogóle zrezygnowałam z peelingów i maseczek. Oczywiście przy odpowiednim, dokładnym myciu twarzy za pomocą szczoteczki lub gąbeczek przeznaczonych do mycia, peelingi nie są w zasadzie konieczne i robię je może parę razy w miesiącu. Przed zastosowaniem serum z witaminą C właśnie musiałam je robić kilka razy w tygodniu, więc jest to ogromna zmiana.
Na rynku jest spory wybór serum, ceny wahają się od 15 zł do nawet (bagatelka) 450 zł.
Teraz mam LIQ CC serum rich z 15% wit. C, które kupiłam właśnie w aptece Gemini za około 60 zł. Jest to moje trzecie serum, jak na razie najlepsze. O jego zaletach napiszę w osobnym poście.
Oczywiście różnią się od siebie zawartością witaminy C, stężeniem i pewnie poruszaną wcześniej przeze mnie kwestią skrętności. Im wyższy poziom witaminy C, tym lepsze działanie. Prędzej czuć szczypanie w przypadku jakiś ranek czy zadrapań, niż przy niskich stężeniach, ale wiem, że wtedy faktycznie działa. Na pewno będę próbować innych kosmetyków koniecznie z wit. C. Macie jakieś godne polecenia?
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Jeśli choć trochę Cię zainteresowało co napisałam, będzie mi bardzo miło jak zostawisz komentarz, a na pewno zajrzę do Ciebie.