Nie lubię krytyki. I nie chodzi mi o krytykę skierowaną do mnie, ale w ogóle. Jeśli nie ma konkretnego powodu, nie ma sensu strzępić języka, a jeśli powód jest, ale błahy, to też szkoda zawracać sobie i innym nim głowę. Podobnie nie lubię postów, które krytykują zwłaszcza innych i ich zachowania. Moje podwórko, moja sprawa i już. A na rodzicielską krytykę podszytą rzekomo dobrymi radami jestem wręcz uczulona. Nie będzie to też post na modny ostatnio temat dziecięcych gołych pup, czy sikania w miejscach publicznych. A na obronę naszych rodaków dodam będąc świeżo po wakacjach za granicą, gdzie pełno maluchów z gołymi tyłkami i zarazem pełno Polaków, że żaden małoletni golas nie mówił po polsku.
Ot dygresja taka... a przechodząc do sedna. Sytuacja taka:
Idzie matka, pali papierosa. Obok niej biegnie kilku latek, 5, może 6 lat. Nagle odskakuje, krzyczy "mamo, oparzyłaś mnie!" i zaczyna płakać. Matka na to "to uważaj, jak idziesz".
Sytuacja skrajna, nie ma co, ale idący rodzic z dzieckiem w jednej ręce trzymający zapalonego papierosa, a drugą trzymający dziecko lub pchający wózek to jeden z naprawdę nie wielu rażących mnie widoków. Widok szalenie częsty za równo w przypadku rodziców, jak i dziadków, czego nie mogę pojąć, ani zrozumieć. I o ile właśnie krytyka innych rodziców mnie denerwuje, to taki widok działa na mnie fatalnie. Bo przecież to, że w domu przy dziecku nie zapalisz, tylko wyjdziesz do okna lub na balkon, to nie znaczy, że dbasz o jego zdrowie, jeśli na spacerze bezczelnie kopcisz koło niego dmuchając mu prawie w twarz! Podobnie nie rozumiem zwyczaju palenia na placach zabaw i (o zgrozo!) przy piaskowniach, albo przy furtce do nich.
Kiedyś było normą, że paliło się w domach przy dzieciach i nikt się tym nie oburzał. Sama pamiętam śmierdzące dymem zeszyty moich koleżanek ze szkoły, u których w domu wszyscy palili. Albo stwierdzenie, że "w pokoju u dzieci się nie pali" rozwala mnie na łopatki, to co, znaczy, że paląc w drugim nie śmierdzi całe 40 metrowe mieszkanie?! Dziś niby jest świadomość biernego palenia, ale czy na pewno?
Czy Ty mamo/tato/babciu/dziadku, którzy idziecie z dzieckiem paląc, uważacie, że ono tego nie wdycha? Po co w ogóle wychodzić na powietrze, jeżeli ma być z założenia zatrute? Nie znoszę, kiedy idę z dziećmi, a przede mną idzie ktoś palący, a moje dzieci wdychają cały smród. Tym bardziej nie rozumiem, jak możesz pchać wózek jedną ręką i palić.
Po sąsiedzku mam młode małżeństwo, z małym dzieckiem. Większość ciąży, która przypadła na miesiące wiosenno- letnie spędzali na balkonie. On palił. Ona z brzuchem pod nosem siedziała grzecznie obok. Może jej to nie przeszkadzało, ale dziecko powiedzieć nie potrafiło, że jemu to niekoniecznie pasuje. Trudno się potem dziwić, że pół roczny bobas ląduje w szpitalu na pierwsze zapalenie płuc. Jasne, że to nie musi być przyczyną, ale nie od dziś wiadomo, że dzieci z domów, w których się pali są mniej odporne, a rodzice już dawkę nikotyny mu zapewnili od zarodka. I co z tego, że matka nie paliła?
Dbasz o dziecko, nie dajesz mu słodyczy, glutenu, fast foodów, coli i gotowców z baru mlecznego, a przed spaniem karzesz mu myć zęby. To dlaczego w tak trywialny i bezmyślny sposób mu szkodzisz?
I mam gdzieś czy palisz, to nie jest reklama nicorette, ale nie musisz tego robić przy dziecku
Niepalenie w otoczeniu dziecka to nie nadmierna troska i przewrażliwienie. To obowiązek. To oznaka szacunku dla Twojego dziecka/ wnuka i wyraz miłości do niego.
Mnie kiedyś przeraził widok rodzica (już nie pamiętam, czy to był ojciec, czy matka) palącego w samochodzie - do tego z zamkniętymi okienkami! - a z tyłu w foteliku małe dziecko! Szok i zgroza po prostu!
OdpowiedzUsuńI mówię tu z perspektywy osoby palącej.
masakra, szkoda słów
UsuńTo prawda, niby świadomość mamy zdecydowanie większą ale... chyba jednak nie wystarczającą. Nadal są rodziny, w których pali się w domu - i tu najczęściej mowa o patologii.
OdpowiedzUsuńPrzykro na to patrzeć
Dla mnie to nie do pomyślenia na prawdę
UsuńMasakra... Strasznie mnie to wkurza. Ja niesamowicie walczyłam z teściami, żeby nie palili w domu, bo ten dym unosi się potem długo i jak do nich przyjeżdżaliśmy to potem mi Blanka pachniała jak popielniczka. A ile się nawdychała... Brr! Na szczęście się udało i nie palą w domu. :)
OdpowiedzUsuńI tak powinno byc
UsuńNigdy nie zrozumiem takich zachowań..
OdpowiedzUsuńno właśnie...
UsuńPłakać mi się chce, jak widzę matkę z małym dzieckiem idących po ulicy, a matka z fajką w ustach. Moja mama całe życie paliła też w domu, to nie jest żaden przykład dla dziecka, wszystko śmierdzi, zdrowie cierpi... Nie cierpię smrodu papierochów.
OdpowiedzUsuńTez mnie razi taki widok
OdpowiedzUsuńJa też nie mogę przeboleć, że rodzice palą przy dzieciach i w ten sposób odbierają im dobry start. Również brzydzi mnie to, że tak właśnie się dzieje i żadne słowa do nich nie docierają...
OdpowiedzUsuń