W DOMU MADAME CHIC Jennifer L. Scott

W domu madame chic jennifer l.scott


Trwa era poradników, zdecydowanie to one dominują na półkach i w sieci i mam wrażenie, że co rusz pojawia się jakiś nowy. My europejki mamy czerpać inspiracje od francuzek, koreanek, japonek i jeszcze pewnie się okaże kogo jeszcze. Oczywiście nasze rodzime poradniki też powstają (w końcu trend jest i trza dotrzymać mu kroku), jak chociażby Perfekcyjnej Pani domu, ale nie miałam ani okazji, ani planów żadnego czytać. Chociaż wróć. Miałam w rękach pozycje naszych blogerek- szafiarek Charlize Mistery i Katarzyny Tusk. Tej pierwszej raczej z przypadku, bo jej bloga nie odwiedzam, a książka była w pudełku Inspiredby, natomiast na makelifeeasier zerkam czasami i książkę dorwałam z czystej ciekawości, co to sławna córka polityka naskrobała. Oczywiście pewnie Was nie zaskoczę stwierdzeniem, że żadna nie powaliła mnie na kolana, nie nauczyła niczego nowego, ani nie pokazała nic odkrywczego. Chyba jestem na nie za stara po prostu, może to wynika z faktu, że obie autorki są ode mnie młodsze, ale tak czy siak, kojarzą mi się z książkami dobrymi dla nastolatek, maksymalnie 21-22 latek (patrząc z autopsji na swój pogląd i wiedzę na temat stylu i garderoby), co oczywiście może być zaletą, jeśli do takich czytelników z założenia kieruje się książkę. 

Zatem jedynym z tych bijących rekordy popularności poradników, który na prawdę mnie do czegoś zainspirował była "Magia sprzątania" i pewnie za wiele spodziewałam się po Madame Chic i jej poradach. Autorką jest Jennifer L. Scott, autorka znanego amerykańskiego bloga dailyconnoisseur. Spotkałam się z pozytywnymi opiniami o "Lekcjach Madame Chic" i chciałam przeczytać tą książkę, ale niestety w bibliotece była tylko jej kontynuacja "W domu Madame Chic". Cóż, jeśli pierwsza książka jest podobna to cieszę się, że nie przyszło do głowy mi jej kupić... 
Ale po kolei. Początek jest obiecujący...

"...Tkwisz pogrążona w kompletniej beznadziei. Któregoś popołudnia idziesz kupić sobie nową pomadkę do ust albo buty, w nadziei, że to poprawi ci nastrój. Przez chwilę jest lepiej, ale euforia nie trwa długo. Nie czujesz się spełniona w domu. Podglądasz znajomych na Facebooku- robią oszałamiającą karierę zawodową i maja takie udane życie prywatne- a potem myślisz o całym bałaganie, jaki cię otacza. A przecież nie tak miało być. Całodzienne sprzątanie? Niekończące się pertraktacje z dziećmi? Kłótnie z mężem?Chciałabyś teleportować się do Paryża i choć przez jedno popołudnie pobyć kimś innym...."

... i już mi się zdawać zaczęło, że mnie coś olśni, tak jak w przypadku wspomnianej wyżej Magii sprzątania, otworzy oczy, rozjaśni umysł, pomoże spojrzeć z dystansu. A tu klops... a na dodatek podwójny.

Niestety w praktyce książka nie robi według mnie tego, co najważniejsze. Nie motywuje. Z mojego punktu widzenia porusza tyle tematów, że w gruncie rzeczy jest o niczym. O domu, wnętrzach, dzieciach, gotowaniu, ubieraniu, przyjmowaniu gości, porządkach, urodzie, pielęgnacji, hodowli roślin, medytacji, fryzurach, aromaterapii, a nawet muzyce... Właściwie wszystko zostało w niej poruszone, co się tylko dało, a tak na prawdę nie wiele wnosi. Przychodzi mi na myśl, że jest dla znudzonych życiem i sfrustrowanych gospodyń domowych, wprost rodem z Desperate Housewives, które mają czas czas i ochotę wyprawiać proszone herbatki dwa razy dziennie o 11 i o 17. Sama mogę się nazwać gospodynią domową, ale takiego schematu raczej nie planuję przedstawiać i chyba sama nie umiałabym wygospodarować. W moim przekonaniu ktoś kto ma dzieci i nawet nie pracuje typowo na etacie, a te dzieci powiedzmy chodzą do szkoły czy przedszkola, to wykorzystuje te kilka godzin w inny sposób niż ploteczki przy kawce z koleżankami i analizie doboru serwetek do talerzyków, przy oczywiście domowym cieście. 

Tu się właśnie sprawdza przysłowie "co jest do wszystkiego, to jest do niczego", chociaż ogólne przesłanie książki jest bardzo sensowne. W skrócie chodzi o to by cieszyć się każdą chwilą, we wszystkim odnajdywać szczęście, być pozytywnie nastawionym do wszystkiego, pełną akceptacji zwłaszcza do siebie. W końcu nazwa bloga - koneserka codzienności, nie wziął się znikąd. Niestety kwintesencja tych porad ginie gdzieś w gąszczu farmazonów i bzdur o robieniu kanapek ze szczypiorkiem. Myję kibel to myję kibel, ścieram kurze to ścieram kurze, obieram ziemniaki to obieram, a nie dopisuję temu jakąż wyższą ideologię szczęścia w każdej z tych czynności. Co jednak wcale nie znaczy, że robię to jak skazany na ścięcie, po prostu robię i już. Tak samo sory, ale nie włożę kiecki, w której mam iść na wesele, do mycia wanny, bo mam na to ochotę i w końcu mam korzystać z każdej chwili. Czyli jak zwykle we wszystkim należy zachować umiar i zdrowy rozsądek. Także w czytaniu poradników...


Ale, ale. Przedstawiam dwie rzeczy, które mnie zaciekawiły i z pewnością je wypróbuje. A może je już znacie?


Uniwersalny płyn do czyszczenia:

1 filiżanka wody
1 filiżanka octu spirytusowego
40 kropelek olejku lawendowego lub z drzewa herbacianego

Zmieszaj wszystkie składniki w szklanej butelce z rozpylaczem i przechowuj w chłodnym, ciemnym miejscu.

Ocet do czyszczenia jest znany, ale przyznaję się bez bicia, że nie próbowałam, a zapach lawendy ponoć skutecznie niweluje jego zapach.


Bezmączne ciasto czekoladowe

115 g gorzkiej czekolady (ale nie bez cukru)
1/2 filiżanki niesolonego masła
3/4 filiżanki cukru kryształu
3 duże jajka
1/2 filiżanki niesłodzonego kakao w proszku przesianego przez sito
Cukier puder do oprószenia

Nagrzej piekarnik do 180 stopni. Wysmaruj masłem okrągłą formę do pieczenia o średnicy 20 cm. Wyłóż dno formy woskowanym papierem. Natłuść papier masłem. Pokrój czekoladę na małe kawałeczki. Rozpuść w kąpieli wodnej czekoladę i masło, cały czas mieszając, do uzyskania kremowej konsystencji. Wyjmij garnek z kąpieli wodnej i dodaj cukier, wymieszaj. Pozwól mieszance ostygnąć. Wbij jajka. Dodaj 1/2 filiżanki kakao, przesiewając je przez sitko, i dokładnie wymieszaj. Wlej ciasto do formy i piecz około 25 minut. Kiedy ostygnie wyłóż odwrotnie , spodem do góry, na paterę. Oprósz cukrem pudrem i podawaj z malinami.

Czyli wariacja na temat brownie. A że brownie nie robię, to chętnie sprobuję.

8 komentarzy :

  1. Muszę zrobić ten płyn z lawendą, bo rzeczywiście zapach octu nie jest fajny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wieczny bałagan to moja zmora, ale szkoda życia na zamartwianie się bałaganem :) Książki też wolę czytać rozrywkowe, a nie takie, które mi przypominają o konieczności sprzątania ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. W takim razie rozejrzę się za "Magią sprzątania", bo "W domu Madame Chic" i mnie nie porwało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie zdecydowanie było inspirujące. Zdecydowanie dla chomików- bałaganiarzy:)

      Usuń
  4. to ciasto jest rewalacyjne, spróbuję :)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli choć trochę Cię zainteresowało co napisałam, będzie mi bardzo miło jak zostawisz komentarz, a na pewno zajrzę do Ciebie.

BeeMammy © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka edytowany przez BeeMammy