"Magia sprzątania" Marie Kondo- książka ta wpadła mi w ręce jakiś czas temu i myślę, że nadeszła pora by o niej napisać. Z założenia nie czytuję poradników, a tym bardziej nie kupuję, o czym pisałam (Dlaczego nie kupuję książek). W ogóle jakoś nie kręci mnie ten typ książek i traktuję je jako zbiór pseudo porad, z których mało która ma rzeczywiste odzwierciedlenie w życiu. Należy zatem nie brać ich do siebie, nie czytać dosłownie i umiejętnie filtrować podane w nich informacje.
Inaczej możesz dojść do wniosku, że masz za słaby wpływ na swoje życie, rozwój osobisty i wszelkie inne dziedziny, na czele z wychowywaniem dzieci. A przecież to, że Twoje dziecko nie zasypia samo od narodzin, stosując się do porady wydłużania czasu o minutę czy kilka, nie determinuje Ciebie jako matki, wkładając do szufladki, że się nie nadajesz.
Pewnie mój pogląd wynika z faktu, że wszelkie próby nachalnej motywacji słabo na mnie działają, odnosząc raczej odwrotny do zamierzonego skutek. Niestety rady, z którymi często się można spotkać w stylu "możesz wszystko, jeśli chcesz", "Twoje życie zależy wyłącznie u siebie" wywołują u mnie raczej drwiący uśmiech, niż faktycznego kopa w tyłek do działania. Jest to jak sądzę mój subiektywny odbiór i zazdroszczę ludziom, którym to pomaga, bo osobiście, jeśli sama na coś nie wpadnę, to raczej żaden poradnik mi nie pomoże. Swego czasu oczywiście przechodziłam fascynację Paulo Coelho, ale to jest dla mnie literatura filozoficzno- motywująca, a nie poradnikowa, więc jej odbiór jest dla mnie zupełnie inny i chyba właśnie taki, jaki za pewne powinien być odbiór poradnika, czyli pozytywnie budujący.
Nie mniej jednak po książkę "Magia sprzątania sięgnęłam", ba nawet ją kupiłam! Czy jest to poradnik? W pewnym sensie jest, ale taki nie nachalny, według mnie nie typowy. I wbrew pozorom tytuł jest dla mnie mylący i powinien brzmieć np. Magia minimalizmu. Bo nie chodzi tu o to jak w telewizyjnej pani domu, jak umyć piekarnik, albo okna bez smug. Nikt tu nie namawia do testu białej rękawiczki, pucowania okien dwa razy w tygodniu i codziennej zmiany pościeli. Nic z tych rzeczy.
I chociaż sezon wiosennych porządków raczej dobiega końca, pewne kwestie można wdrożyć w każdej chwili. Bo tu chodzi przede wszystkim o to, by nie otaczać się zbędnymi przedmiotami, zachować zdrowy minimalizm, w stylu "porządek w szafie, to porządek w głowie". Oczywiście są porady jak segregować rzeczy, jak układać, ale to ma dążyć do ich ograniczenia, a nie sposobu ich upchania. Każda rzecz czemuś służy, spełnia swoją rolę, funkcję, nie istnieje tu kwestia "może kiedyś się przyda", coś albo jest potrzebne, albo nie i kropka.
Może to się wydaje oczywiste, ale nie dla każdego. Jestem klasycznym chomikiem, któremu wszystko może być potrzebne. Co z tego, że kupiłam nowy czajnik, skoro stary jeszcze zipie i można go zostawić jakby ten nowy się zepsuł? Po co wyrzucać buty które nie dość, że nie nieco zużyte, leżą w szafie dziesięć lat, a w dodatku są niewygodne, jak może je jeszcze włożę? Po co wyrzucać zepsutą lampę, jak może się kiedyś ją naprawi? Co z tego, że sukienka jest dawno nie modna, skoro za kolejne dziesięć lat moda może wrócić? Inna rzecz, że moja figura już nie koniecznie....
Tak możne przykłady mnożyć bez końca, jeśli jesteś rasowym magazynierem, to na pewno książka dla Ciebie. Ja jestem. I na dowód dodam, że po przeczytaniu jej i zrobieniu porządków w całym mieszkaniu (wyłączając z tego pokój dzieci) wyrzuciłam 14 ogromnych worów na śmieci! Pozbyłam się też zalegających i niepotrzebnych książek, które tylko łapały kurz (kolejny powód dlaczego ich nie kupuję), ciuchów, kosmetyków i wszystkich domowych cudów się trochę uzbierało. Chociaż najbardziej mnie przeraziło, jak można uzbierać taką masę rzeczy w ciągu zaledwie czterech lat mieszkania w danym miejscu. W dodatku po dziś dzień, a minęło kilka miesięcy, nie odczułam braku niczego...
Inna rzecz, jeśli ktoś lubi się otaczać bibelotami, gadżetami, pierdółkami, książkami, które stoją na milionie półek i szafeczek, dodając zajęcia przy ścieraniu kurzy. Tam, gdzie żadna powierzchnia wolna nie jest i w odbiorze domowników być wolna nie powinna, to raczej minimalizmem nie jest, więc rady z tej książki się nie przydadzą, bo nie da się ich wprowadzić w życie.
Kolejny rzecz to zakupoholizm. Tak, to też mój kłopot. Lubię robić zakupy, kupować kolejne rzeczy, nie ważne, że mam już coś podobnego, skoro TO jest mi niezbędne, konieczne, potrzebne. Co z tego, że to chwilowa zachcianka, potrzebna adrenalina, nałóg jak alkohol dla alkoholika. Chwilowe zaspokojenie głodu i już. Leży w szafie kolejna sztuka... Tu też pomogło. Od tej pory kupiłam może raptem kilka rzeczy, nie ważne czy ciuchów czy czegokolwiek. Po prostu widzę zdecydowaną różnicę. Na bieżąco kontroluję stan, pozbywając się tego, co niepotrzebne, kilka razy przemyślając zakup i nie gromadząc zapasów. Moja szafa odetchnęła, chociaż i tak jest pełna, to nie chcę myśleć, co było wcześniej, w końcu spora część tych worków to moje ciuchy.
Oczywiście do paru pomysłów mogłabym się doczepić. Mimo wszystko nie gadam z ciuchami, nie dziękuję im za spełnione funkcje, nie prowadzę dialogu ze skarpetkami, chociaż układ w szafie nieco zmieniłam.
Jeśli napisałabym, że Marie Kondo i jej "Magia sprzątania" zmieniła moje życie, to raczej zabrzmiało by zbyt pompatycznie, ale na pewno zmieniła pogląd na moje zakupy i chomikowanie, co uważam za swój osobisty sukces. Może coś w tym jest, że takie sprzątanie, pomaga posprzątać w głowie? Na pewno takie odgruzowywanie mieszkanie i szafy pozwala nabrać dystansu, zastanowić się co jest mi faktycznie potrzebne. Zgadzam się, że człowiek czuje większą ulgę, jak się pozbędzie sterty tak na prawdę niepotrzebnych gratów i że tak na prawdę tą "magię sprzątania" nie stanowi sposób ułożenia rzeczy, ale ich segregacja.
Oczywiście, to wcale nie znaczy, że nie mam już zakupoholicznych ciągot, dom lśni czystością, w szafie wszystko złożone w równą kostkę, a każda rzecz jest od razu odkładana na swoje miejsce. Oj nie, ale walczę sama ze sobą i więcej myślę, zanim pochopnie coś zrobię (czyt. kupię) i chętniej też pozbywam się nadmiaru zbędnych "śmieci".
A ja lubię się pozbywać zbędnych rzeczy i zawsze działa to na mnie odświeżająco. A odkąd pojawił się mój syn i jego mnóstwo rzeczy, to ograniczam na ile się da ilość wszelkich innych przedmiotów, bo inaczej byśmy pod nimi zginęli ;)
OdpowiedzUsuńDokładnie, dla mnie też to było takie odświeżające
UsuńTen aspekt dialogu z ciuchami mnie rozbawił... ;) A do minimalizmu mi daleko... więc tą pozycję sobie raczej odpuszczę :)
OdpowiedzUsuńAutorka całkiem serio taki właśnie sposób poleca. Rozmawianie z rzeczami i dziękowanie im za wykonaną pracę.
UsuńZAKUPOHOLIZM!!!! W moim przypadku powinno być pisane dużymi literami po każdej wykrzyknik obowiązkowy!!!;) W dodatku na domiar złego jestem zbieraczem!;)
OdpowiedzUsuńTo zupełnie tak jak ja:)
UsuńIdealna lektura na czas przed przeprowadzką. Żeby było mniej pakowania ;)
OdpowiedzUsuńChyba tak, ale tu się liczy głównie nastawienie
UsuńSzczerze? Generalnie nie cierpię poradników za wyjątkiem tych dotyczących blogowania i sprzątania:P
OdpowiedzUsuńJuż tyle razy czytałam recenzję tej książki i za każdym razem mam ochotę ją kupić
OdpowiedzUsuń